W pięknym wierszu Mariglorii Palmy „Twilight” światło ulega personifikacji, przenika do duszy obserwującej go osoby i pamięta, że jest świadkiem własnego powolnego zanikania, przez co staje się po ludzku zamyślone i czułe. Moment przejścia, przekroczenia bariery ciemności jest momentem wtajemniczenia w to, co musi nieuchronnie nadejść i co stanie się
elementem ostatecznego zrozumienia istoty świata, ponieważ „wszystko zdarzy się dopiero o zmierzchu”. Pisząc „Wstęp” do najnowszych numerów naszego kwartalnika, przedzieram się poprzez kolejne teksty starające się nie tylko mnie przybliżyć do poetyckiej potrzeby dotarcia do granic, które mieszczą się gdzieś „pomiędzy”: pomiędzy światłem i ciemnością, dniem i nocą, jasnością i cieniem, mistyczną i filozoficzną claritas i będącą jej przeciwieństwem czarną otchłanią, niebem i piekłem, ale też pomiędzy dobrem i złem, prawdą i kłamstwem. Jednocześnie, jak trafnie ujął to Fred Kelemen: „Potrzebujemy mroku, by doświadczyć światła / Ciemność objawia, uwalnia ukryte światło”. Żyjemy zatem w przestrzeni wypełnionej sprzecznymi wektorami, które niekiedy spotykają się, aby ujawnić swoje przeciwieństwa i dzięki temu stać się czymś bardziej materialnym i konkretnym. Obok skrajnych, wzajemnie od siebie zależnych sprzeczności, istnieje też obszar nie tylko malarskiego sfumato, kraina światłocienia sprzyjającego niuansom i kompromisom, gdyż „życie dzieje się w półmroku” (P. Lagerkvist). Półmrok ów sprzyja bowiem poetyce snu, tak bliskiej każdej wybitnej sztuce, potrafi rodzić demony, ale też może być miejscem oczyszczenia z naleciałości nadmiernie trywialnej jawy, gdyż jak zauważał M. Heidegger: „poezja to raczej sen niż rzeczywistość”. Artyści – wieczni tkacze snujący swoją nieskończoną nić życia i śmierci – niekiedy zaplątują się w niej, starając dostrzec to, co jest niepoznawalne, jak Roger Piaskowski ów „cień ptaka w locie” lub jak Roman Opałka sacrum w każdym calu swoich nieskończonych obrazów. W słynnym fragmencie Pisma Świętego czytamy: „A światłość w ciemności świeci, a ciemności jej nie ogarnęły” (Et lux in tenebris lucet, et tenebrae eam non comprehenderunt), co być może dla nas, mieszkańców tego padołu bywa pocieszające, co jednak wskazuje także na to, że na początku była ciemność, poprzez którą światło musiało się przebijać, aby ją nieustannie pokonywać i zwalczać. My – dzieci Słońca – nie zawsze możemy pogodzić się z tą konstatacją, ponieważ wolimy sądzić, że Bóg rozdzielając światło od ciemności, osiągnął samowiedzę i „stwarzając świat, uzyskiwał pewność (po ludzku rozumując) i pełne widzenie tego, co stwarza. Potrzebował w swojej immanencji takiego potwierdzenia […] Światło musiało od samego początku być nieskończone. Recz bowiem w tym, że w innym przypadku skończoność światła byłaby naznaczona defektem. Doraźnością. Wieczność dzięki światłu jest wieczna. Te dwie istotności spajają się i mogą trwać. Stanowią tajemnicę” (C. Sobkowiak). Wizja Boga, który dopiero po stworzeniu światła mógł ujrzeć to, co sam stworzył, jest bardzo intrygująca, choć być może nadmiernie uczłowieczająca Stwórcę i przydająca mu cechy, do których zapewne nie bardzo chciałby się przyznać, ponieważ sugeruje Jego Niedopełnienie i Niepewność w zrozumieniu istoty samego stworzenia. Piszę o tym, aby zachęcić Państwa do wnikliwej lektury tekstów zamieszczonych w podwójnym numerze naszego „Formatu Literackiego”, w którym refleksja natury teologicznej, teozoficznej, mistycznej, filozoficznej, literaturo- oraz mitoznawczej (między innymi teksty B. Jasińskiego, C. Wąsa, U.M. Benki, R. Gawłowskiego, M. Braun, A. Saja, A. Matuszkiewicza, J. Krupińskiego) spotyka się z pięknem i dostojeństwem słowa poetyckiego (M. Rapnicki, A. Saj, K. Kasprzyk, L. Wolak, A. Kłos, M. Kisiel, M. Kamiński, A. Bąkowski, D. Sas, J. Strządała, M. Kamiński, A. Lizakowski, J. Petrowicz) i znakomitymi tekstami prozatorskimi oraz eseistycznymi tak stałych S. Karolewski, H. Waniek, P. Mras, K. Rudowski, E. Wojnarowska), jak i nowych autorów, którzy dotąd nie publikowali swoich utworów w naszym kwartalniku (S. Nowicka, M. Skłabania, P. Znojek, S. Idiatulin). Osobną uwagę poświęciliśmy w najnowszym „Formacie Literackim” przypomnieniu, że rok 2024, o czym w przeważającej mierze we Wrocławiu zapomniano, jest Rokiem Czesława Miłosza (A. Lizakowski, wiersze Noblisty), oraz nieznanym
szerzej, a jakże istotnym nie tylko historycznie wierszom Jerzego Grotowskiego, które wydobyte z niepamięci przez Zbyszka Ikonę Kresowatego świecą nadal tajemniczym, ciemnym, poetyckim światłem. Bowiem nad dychotomią światła i ciemności nieustannie unosi się Anioł Paradoksu, który chciałby być Aniołem Prawdy, niosącym w swoich anielskich, przeźroczystych dłoniach przygarście oksymoronów i rozbudowanych metafor sprzyjających Wielkiej Sztuce oraz naszemu ludzkiemu samopoznaniu, gdyż – jak ujmują to Monika Braun i Roland Barthes – „Nie chodzi o to, by po prostu widzieć, ale by dostrzec istotę rzeczy. Bywa, że i światło do tego jest zbędne, wystarczy «zamknąć oczy i pozwolić szczegółowi, by sam wychynął na powierzchnię uczuciowej świadomości»”.