FORMAT LITERACKI nr 4
Pochwała starych butów
Stefan Jurkowski
Pochwała starych butów
stare buty jak psy ociemniałego
lepiej widzą drogi ścieżki przejścia krawężniki
zawsze wierne miękkie rozchodzone łagodne
można im zaufać kiedy mówią uważaj
samochód pociąg idzie człowiek
niesie chleb albo nóż spirytus albo wodę
niosą cię do lasu na mokre łąki do miasta
opowiadają o deszczu słońcu śniegu
trzymają się dawnych śladów
między twoją stopą a ostrym żwirem
kładą przymierze
w nich nie zabłądzisz
nic nie zmyje z ciebie imienia i nazwiska
zaufaj im
stare buty cię obronią
stare buty cię przeprowadzą
przez grząskie bagna jeziora i rzeki
przez miejsca których nie widzisz
przez świat
coraz dokładniej palony
zaufaj im
gdy się na śmierć podziurawią
twoją skórę
zaniosą do szewca
na łaty
Wagary
nastoletni uczeń ciekawy świata
ze strachu przed szkołą
zagłębia się w mieście – zgiełk jest dla niego murem
spaliny zasłoną dymną a tłumy
żywym parawanem
czasem do parku –
tam niebo daje darmowe koncerty
drzewa na wietrze rozgrywają zapasy
gałęzie grożą niezliczonymi palcami
rysują znaki ostrzegawcze na słonecznych ścieżkach
odżywa wyobraźnia:
jest się tym kim się było
i tym kim się będzie (lub nie)
jeszcze odwiedzić kilka sklepów
obserwować tramwaje (a nuż się który wykolei)
potem – by nie wracać za wcześnie do domu
pójść jeszcze za wisłę tradycyjnie
odpocząć w cerkiewnym chłodzie
spotkać w śpiewie metropolity
usprawiedliwienie – –
Ucieczka
co by się stało gdybym ci wyznał
że wszystko co mówię jest tylko
cichnącym czasem
może krotochwilą
uciekam nie patrząc ci w oczy –
chłopiec który nie wyrósł z siebie
cyniczny starzec
: ze śmiechem powtarza
nic wielkiego nic wielkiego
wypijam twój płacz
i biegnę wolny
w opustoszałej hali dworca
czekam
na nieistniejące pociągi
niczym lew t.
Moment
chcieliśmy uwięzić godzinę
ale się wymknęła
niczym wirus z laboratorium
jest
przezroczysta jak pamięć
lekka jak ziemia
(przysłowie się wypełnia)
drabina
wsparta o słońce
zjeżdżalnia
w głąb – –
Pokolenia
spotkałem we śnie zmarłego
redaktora jednego z czołowych pism literackich
należał do innej epoki
ale rozmawialiśmy życzliwie a nawet po przyjacielsku
poszliśmy do kawiarni
gawędziliśmy o poezji
o kryteriach – śmiał się
i ja się śmiałem – ale zgadzaliśmy się
co do przecinków spieraliśmy się
o przesłania
potem
oddaliliśmy się w przeciwnych kierunkach
chciałem pobiec za nim
lecz nie starczyło mi odwagi – –
Przypowieść ognista
w słowie ogień zawiera się wiele:
ogień w piecu
ognisty ogier a nawet facet
ognisko i pieczone ziemniaki
pożar i pożarł
palący ból
piekło i stosy
gorąca… (potrzebne wstawić)
płoniemy –
stworzeni na podobieństwo
ognia
– był na początku
ale nie jest końcem – –
Epizod podróżny
do widzenia panie jot
nie mówię żegnaj
mogę powiedzieć: bądź zdrów
ale z pewnością
niestosownie by to zabrzmiało
znikasz – nie wrócisz
jedziemy tym samym pociągiem
w osobnych wagonach
wysiądziemy na wspólnej stacji
na różnych peronach
może na innych planetach
albo – co jest najpewniejsze – wewnątrz starej
– krzyk drzew
świst ptasi
krzyże
wbite w ziemię
samoloty – –
Notatka
lepiej
żyć na brudno
najpierw
na ogniu
powietrzu
wodzie
zanotować się
nie warto bez próby
żyć od razu na czysto
choć
brudnopisy
często pierwsze
płoną
Przywidzenia
idę za tobą
choć już cię nie widzę
biegnę twoim śladem
uderzam o futrynę
rozbijam się o ścianę
wylatuję przez okno
przejeżdża mnie tramwaj
potrąca samochód
– czołgam się za tobą
uparty
niewierzący
samemu
sobie
Zamiany
zamieniłem miasto baczyńskiego
na miasto różewicza
trzeba zamieniać poetów
sprzedawać miejsca samego siebie odzwyczajać
od siebie przewlekać się
na lewą stronę wędrować
piaszczystą drogą skalistą plażą uciekać
kanałami wierszy i słuchać
jak wyją jak bardzo
wyją wypluwając
błoto prosto w niebo które
zrzuca kolor a domy –
światła i mroki
zamiana –
przestawianie
tych samych miejsc
Przybysze
do starego
przykleili nowe miasto
ze słów
hieratycznych gestów
spotów reklamowych
nadali nowe nazwy ulicom
zmienili numerację domów oraz lokali
prowadzą kartoteki
myśli mowy uczynków
autobusów (też stać je na nieprawomyślność)
rozkładów
jazdy
słuchają z płyt
chodnikowych tupotu słomianych kroków
tymczasowe twarze
układają w księgi wieczyste
na cmentarzach
szukają korzeni
grzebią za pieniądze w kostkach
bauma